niedziela, 16 września 2012

Dziś siódma rocznica śmierci Arkadiusza Gołasia

16 września 2005 roku utkwił kibicom siatkówki w głowach. Właśnie tego dnia w wypadku samochodowym zginął Arkadiusz Gołaś. Dziś obchodzimy siódmą rocznice jego śmierci.
________________________________________________________________________
Arek jechał wraz z żoną do swojego nowego klubu, Lube Banca Marche Macerata. To miał być pierwszy tak duży krok w kierunku wielkiego świata siatkówki. No właśnie pierwszy… a nie ostatni… Jednak podróż do Włoch była ostatnią z ziemskich podróży tego wspaniałego siatkarza, którego niezwykle ciepło wspominają koledzy z reprezentacji i klubu.
Nigdy w życiu nie spotkałem człowieka o tak pozytywnym podejściu do życia – tak opisuje Gołasia, wielokrotny reprezentant Polski, Łukasz Kadziewicz.
Natomiast Łukasz Żygadło mówi: nigdy nie odmówił nikomu pomocy, jeśli była taka potrzeba. Był takim naszym dobrym duchem.
Największy przyjaciel Arka, Krzysztof Ignaczak, tak opisuje ich wzajemne relacje:
Niepostrzeżenie Arek stał się członkiem mojej rodziny. Nawet kiedy zacząłem grać w Bełchatowie, mieszkałem ciągle w Częstochowie. I tam gościliśmy się niemal codziennie – on u mnie na obiedzie, ja u niego. Poznałem też jego rodziców i dziś mogę powiedzieć, że mogą być dumni, że wychowali takiego syna. Człowieka, któremu nigdy nie przewróciło się w głowie. Potrafił pochylić się nad innymi. „Igła” wspomina również, że podporą Arka w ciężkich chwilach była jego dziewczyna, a później żona, Agnieszka – Arek potrafił mówić o niej bez przerwy. Byli idealnie dobraną parą. Cieszyliśmy się z żoną, że tak się dobrali.
Siedem lat przyjaźni...
,,Wszystko zaczęło się około 1996 roku, wtedy nasze ścieżki życia spotkały się po raz pierwszy, a było to w Rzeszowie. Ja byłem na zgrupowaniu kadry B, a Arek był uczniem Szkoły Mistrzostwa Sportowego, do której trafił jako utalentowany młody siatkarz. Bóg dał mi to szczęście, że postawił Arka na mojej drodze.

Zajmował on pokój trzyosobowy, dołączyłem do niego razem z Łukaszem Krukiem. Oczywiście wtedy nawet sobie nie zdawałem sprawy, że to nieoszlifowany diament polskiej siatkówki i mam przyjemność spędzić te dwa tygodnie obozu z człowiekiem, który już w niedalekiej przyszłości stanie się moim najlepszym przyjacielem. Arek skończył szkołę, zdał maturę i podpisał trzyletni kontrakt z AZS Częstochowa.

Był rok 2000. Rozpoczęła się budowa nowego zespołu. Dołączyli – Jakub Oczko, Michał Bąkiewicz, ja, Grzesiek Szymański – klub stawiał na młodość. Byliśmy “młodymi wilkami” - to dziś bardzo popularne określenie i wtedy zaczęły się nasze bliższe spotkania. Prawie od samego początku zrozumieliśmy, że nadajemy na tych samych falach i rozumiemy się często bez słów. Arek trafił po raz pierwszy do ligowej drużyny, gdzie ludzie byli już ograni, wiedzieli więcej o co chodzi w ekstraklasie. On stawiał początkowe kroki i od pierwszego spojrzenia wiedziałem, że to niezwykle skromna osoba. Ogromna w tym zasługa jego rodziców, bo wychowali wspaniałego chłopaka, który mimo szybko zdobytej popularności pozostał do końca skromnym i nieśmiałym.


Otwarty dla ludzi, nigdy nie odmówił podpisania autografu, zrobienia wspólnego zdjęcia, bardzo cierpliwy. Zawsze ostatni opuszczał halę. Na początku naszej znajomości poznałem rodziców Arka, - tata wielki miłośnik siatkówki, bardzo często odwiedzał syna w Częstochowie wspierając go duchowo i dając dobre rady. Przyjeżdżał na mecze, kibicował. Więź między nimi była widoczna i piękna. Rodzice martwili się o Arka, czy sobie poradzi, czy będzie na tyle silny aby pokonać wszelkie przeciwności. Z rodzinnego domu wyniósł to co najcenniejsze i najbardziej wartościowe – ciepło, szacunek dla drugiego człowieka, skromność, dobroć i otwartość na innych ludzi – tacy byli jego rodzice i on to od nich przejął. Kiedy tylko mógł to do domu wracał, odwiedzał wszystkich znajomych, klub, szkołę – o nikim nie zapominał.

W chwili poznania Arka, każdy czuł, że ma do czynienia z osobą skromną, a jak go bliżej poznał, to mógł się tylko przekonać, że tak właśnie było w rzeczywistości. Szybko się zaaklimatyzował w częstochowskim klubie. Po roku już się czuł jak “ryba w wodzie”. Częstochowa zawsze miała przyjazny klimat, w zespole wszyscy czuli się jak w dużej rodzinie. Nikogo nie odrzucano, każdy po jakimś czasie odnajdował swoje miejsce. A my dogadywaliśmy się coraz lepiej, - już wtedy wiedzieliśmy, że to przeznaczenie postawiło nas na tej wspólnej drodze. Zaczęliśmy po meczach chodzić na wspólne kolacje, od czasu do czasu robiliśmy wypady na dyskoteki, byliśmy młodzi, chcieliśmy potańczyć, miło spędzić ten wolny czas, którego nigdy wiele nie było, jak to w wyczynowym uprawianiu sportu. Wspólne rozmowy zmieniły wartość – na początku rozmawialiśmy na lekkie i przyjemne tematy, teraz toczyliśmy poważne dysputy na najpoważniejsze tematy – rozumieliśmy się znakomicie.

Wyczuliśmy w sobie bratnie dusze. Arek poznał Agnieszkę – nie będę zdradzał w jakich to nastąpiło okolicznościach, o pozwolenie należy ją spytać (śmiech Igły). Agnieszka w znacznym stopniu wpłynęła na niego, potrafiła go wspierać w trudnych momentach, rozumiała go jak mało kto. Arek był mało konfliktowy. Nie zwracał uwagi na media, nie unikał ich, tylko nie lubił szumu wokół swojej osoby, nie lubił jak się go określało mianem gwiazdy, źle się czuł w blasku reflektorów, nie każdy to wytrzymuje. Zawsze mówił, że chce być doceniany wyłącznie za to co robi, czyli za jak najlepszą grę w siatkówkę – to było dla niego najważniejsze. Nie chciał, aby go zapamiętano jako gwiazdę, tylko wyśmienitego gracza i dobrego człowieka. Z nikim nigdy nie miał zatargów – nie znam człowieka, który by źle o Arku mówił. Tak było za jego życia, tym bardziej teraz po tragicznej śmierci, która go nam tak wcześnie zabrała. Miał bardzo dobre podejście do ludzi i wrażliwe serce – pomagał biednym. Jak ktoś prosił o zapomogę, to oddał mu to co miał, nie przeszedł nigdy obojętnie koło kogoś potrzebującego. Takie były cechy jego charakteru – te cechy młodzi ludzie powinni od niego przejąć.

Tak kwitła nasza przyjaźń - przyjaźń na “śmierć i życie”...
,,W klubie, w kinie, w dyskotece - spędziliśmy razem siedem lat.
Był ze mną nawet w chwili, gdy moja żona robiła test ciążowy. Arkadiusza Gołasia, zmarłego tragicznie siatkarza reprezentacji Polski, wspomina przyjaciel Krzysztof Ignaczak (libero Asseco Resovi Rzeszów i reprezentacji Polski).
Przez te wszystkie lata pokłóciliśmy się dwa razy. W obu przypadkach cisza trwała 20 minut. Później jak na komendę podnosiliśmy się z łóżek, ubieraliśmy i wychodziliśmy na kolację. Obaj wiedzieliśmy, o co chodzi. Słowa były niepotrzebne."
21 lipca 2005[1] w Częstochowie poślubił Agnieszkę Dziewońską. Świadkiem ślubu był jego przyjaciel – zarówno z boiska, jak i prywatnie – Krzysztof Ignaczak. W kolejnym sezonie miał grać we włoskim klubie Lube Banca Macerata.
KARIERA SPORTOWA(źródło: wikipedia.pl)

  • UKS Olimp Ostrołęka (1991-1996)
  • MKS MOS Wola Warszawa (1996–2000)
    • Bronze medal with cup.svg brązowy medal Mistrzostw Świata kadetów (1999)
    • Silver medal with cup.svg srebrny medal Mistrzostw Polski kadetów (1998)
    • Silver medal with cup.svg srebrny medal Mistrzostw Polski juniorów (1999)
    • Gold medal with cup.svg Mistrz Polski juniorów (2000)- jedyny tytuł mistrzowski w karierze
  • AZS Częstochowa (2000-2004)
    • Silver medal with cup.svgSilver medal with cup.svgSilver medal with cup.svg trzykrotny wicemistrz Polski
    • Bronze medal with cup.svg trzecie miejsce w turnieju Top Teams Cup (2002),
    • Bronze medal with cup.svg brązowy medalista Mistrzostw Polski (2004)
  • uczestnik olimpiady w Atenach 2004 (5 miejsce)
  • Sempre Volley Padwa (2004/2005)
  • Lube Banca Macerata (2005)
  • 6 komentarzy:

    1. Czytając wspomnienia Krzyśka, znowu miałam łzy w oczach...
      Nie dane było mi poznać Arka, niestety...
      [*]

      OdpowiedzUsuń
    2. nie tylko ty masz łzy w oczach jak czytasz wypowiedzi igły na temat arka

      OdpowiedzUsuń
    3. Arek to super chłopak, Ostrołękę przepełnia duma, że jest z Nami. Na co dzień. W pamięci.

      OdpowiedzUsuń
    4. Ja miałam niespełna 4 lata, gdy Arek miał wypadek. Nie widziałam go nigdy w telewizji w czasie wywiadu lub podczas gry. Nie interesowałam się wtedy siatkówką i byłam małą dziewczynką. Nie potrafię powiedzieć jakim był człowiekiem. Wszyscy jednak o nim pamiętamy. [*]

      OdpowiedzUsuń
    5. Ja pamiętam doskonale.... był fantastycznym siatkarzem, moim idolem i faworytem. Teraz bez niego Polska siatkówka, to już Nie siatkówka... Polska reprezentacja umarła razem z Nim [*]

      OdpowiedzUsuń
    6. Ja oglądałam siatkówkę aż chciało się oglądać bez niego to nie to

      OdpowiedzUsuń