od: Dupy, draże i siatkarze
W niebie w siatkówkę grają aniołowie,
a Bóg sędziuje, na czyjej piłka pada połowie.
Po obu stronach najwybitniejsi gracze,
lecz po jednej stronie ktoś wyżej do bloku skacze.
Niebiański komentator bacznie obserwuje,
„Piłka po bloku”-mówi, a publiczność skanduje.
Jedna strona mocniejsza w ataku,
po jednej stronie nie ma luki żadnej, nie ma braku.
Kto taki pogrom sieje przy siatce?
To on! Odebrany przyjaciołom, żonie i matce!
Zabrali go, bo kompletują drużynę w niebie.
Ale matka jednak płacze, kiedy syna grzebie.
Zamknęli jej dziecko w drewnianej oprawie,
ona łka, zawodzi, już rady nie daje prawie.
Obok ojciec, któremu dziecko na zawsze wydarli,
Jak on ma zrozumieć, że na ziemię nie wracają już zmarli?
„Dlaczego jego, a nie mnie, Bóg wziął do siebie?”
Mówi babcia Arka, wiedząc, że wnuk już w niebie.
„To nie było rodzeństwo idealne, ale kochałam brata”,
dodaje Kasia, bo Gołaś był częścią jej świata.
Jest i żona, która łez nie kryje,
Ten dzień, na zawsze w jej sercu bliznę wyryje.
Dzień powszedni, kiedy sakrament połączył zakochanych,
Pewnie powiedziane „tak” i oklaski zebranych.
Mieli razem wieść szczęśliwe życie,
Ona zrównoważona, on od lat już na szczycie.
Skromny, ze spokojem zbierał sukcesy,
Pokonywał kontuzje, ból i wszystkie stresy.
7:10 – jedna, krótka chwila, a ciemne chmury całe życie Arka zamazały.
Austriackie autostrady najlepszego zawodnika Polsce zabrały.
16 września i cały świat się zatrzymał.
Każdy uronił łzę, nikt nie wytrzymał.
Nadszedł dzień pogrzebu, wielce smutna chwila,
ale dźwięczność skandowania ciszę przebiła.
Bo choć okoliczności nie sprzyjają,
kibice i przyjaciele wciąż Arka uwielbiają.
Tysiące ludzi i reprezentacja cała,
W tym smutnym dniu Gołasia żegnała.
Oddali mu hołd, to jego ostatnia droga.
Towarzyszą ludzie, choć w sercach gości trwoga.
Tak tam na górze, Arek te dni wspomina,
I choć wie, że na ziemi czeka rodzina,
Nie może zejść, choćby porozmawiać.
Ta myśl zaczyna wielki ból mu sprawiać.
Podskoczył do bloku, lecz opadł w jednej chwili.
Patrzą aniołowie i wszyscy się zdziwili.
Nikt jednak ruchu nie wykonuje,
Może to minie-każdy oczekuje.
Aż w końcu do Arka podchodzi Agata.
Oni się rozumieją, spotkała ich ta sama strata.
„Wstań, Gołaś, liczą na Ciebie Polacy,
Zobacz ile koledzy w treningi włożyli pracy!”
Mówi do niego z boiska koleżanka,
A on wymazuje wspomnienie tego ranka.
Już nie widzi momentu tragicznego wydarzenia,
Wie, że musi pomóc z góry, bo smutek niczego nie zmienia.
Tęskni Arek, tęskni i Agata,
Za nią też płacze rodzina; mąż, córka, i mama, i tata.
Oboje najwyżej jak mogli, do ataku skoczyli,
I bieg historii w jednej chwili zmienili.
Początek roku, tyle meczy reprezentację czeka.
Będą mistrzostwa i światowa liga,
Trofeum zwycięstwa już się mieni, już miga.
Wystarczy sięgnąć, bo niebiosa nam sprzyjają,
Agata z Arkiem pomoc swoją dają.
Mogę pytać Boga, dlaczego takich ludzi zabiera,
Lecz nikt mi nie odpowie, zawód we mnie wzbiera.
Ale tak dudni, przeszywa mi czaszkę, ta myśl ostateczna,
Że ta egzystencja się nie kończy, jest wieczna.
Nabieram spokoju, bo wiem, że są z nami,
Umierają, lecz nie ma zmiany, wciąż tacy sami.
Zostały po nich ubrania, telefon cicho gdzieś zaszumi,
Rodzina przeżywa rocznice, krzyk rozpaczy tłumi.
Kibice czekają, by nad siatką ujrzeć skrzydlate anioły,
A napełniony taką wiarą, Arek się podnosi i znów jest wesoły.
Do kolejnego bloku skacze i piłki atakuje,
Na polecenia od Boga, cierpliwie wyczekuje.
„Gołaś, zmiana, bo idziesz na ziemię!
Lecz uważaj, bo wygranej ciąży na Tobie brzemię.”
-usłyszał głos Ojca Niebieskiego,
I wiele mu nie było trzeba do tego.
Rozłożył skrzydła, przyleciał z nieba i czuwa nad nami.
Reprezentacjo, głowa do góry, nie jesteście sami!
a Bóg sędziuje, na czyjej piłka pada połowie.
Po obu stronach najwybitniejsi gracze,
lecz po jednej stronie ktoś wyżej do bloku skacze.
Niebiański komentator bacznie obserwuje,
„Piłka po bloku”-mówi, a publiczność skanduje.
Jedna strona mocniejsza w ataku,
po jednej stronie nie ma luki żadnej, nie ma braku.
Kto taki pogrom sieje przy siatce?
To on! Odebrany przyjaciołom, żonie i matce!
Zabrali go, bo kompletują drużynę w niebie.
Ale matka jednak płacze, kiedy syna grzebie.
Zamknęli jej dziecko w drewnianej oprawie,
ona łka, zawodzi, już rady nie daje prawie.
Obok ojciec, któremu dziecko na zawsze wydarli,
Jak on ma zrozumieć, że na ziemię nie wracają już zmarli?
„Dlaczego jego, a nie mnie, Bóg wziął do siebie?”
Mówi babcia Arka, wiedząc, że wnuk już w niebie.
„To nie było rodzeństwo idealne, ale kochałam brata”,
dodaje Kasia, bo Gołaś był częścią jej świata.
Jest i żona, która łez nie kryje,
Ten dzień, na zawsze w jej sercu bliznę wyryje.
Dzień powszedni, kiedy sakrament połączył zakochanych,
Pewnie powiedziane „tak” i oklaski zebranych.
Mieli razem wieść szczęśliwe życie,
Ona zrównoważona, on od lat już na szczycie.
Skromny, ze spokojem zbierał sukcesy,
Pokonywał kontuzje, ból i wszystkie stresy.
7:10 – jedna, krótka chwila, a ciemne chmury całe życie Arka zamazały.
Austriackie autostrady najlepszego zawodnika Polsce zabrały.
16 września i cały świat się zatrzymał.
Każdy uronił łzę, nikt nie wytrzymał.
Nadszedł dzień pogrzebu, wielce smutna chwila,
ale dźwięczność skandowania ciszę przebiła.
Bo choć okoliczności nie sprzyjają,
kibice i przyjaciele wciąż Arka uwielbiają.
Tysiące ludzi i reprezentacja cała,
W tym smutnym dniu Gołasia żegnała.
Oddali mu hołd, to jego ostatnia droga.
Towarzyszą ludzie, choć w sercach gości trwoga.
Tak tam na górze, Arek te dni wspomina,
I choć wie, że na ziemi czeka rodzina,
Nie może zejść, choćby porozmawiać.
Ta myśl zaczyna wielki ból mu sprawiać.
Podskoczył do bloku, lecz opadł w jednej chwili.
Patrzą aniołowie i wszyscy się zdziwili.
Nikt jednak ruchu nie wykonuje,
Może to minie-każdy oczekuje.
Aż w końcu do Arka podchodzi Agata.
Oni się rozumieją, spotkała ich ta sama strata.
„Wstań, Gołaś, liczą na Ciebie Polacy,
Zobacz ile koledzy w treningi włożyli pracy!”
Mówi do niego z boiska koleżanka,
A on wymazuje wspomnienie tego ranka.
Już nie widzi momentu tragicznego wydarzenia,
Wie, że musi pomóc z góry, bo smutek niczego nie zmienia.
Tęskni Arek, tęskni i Agata,
Za nią też płacze rodzina; mąż, córka, i mama, i tata.
Oboje najwyżej jak mogli, do ataku skoczyli,
I bieg historii w jednej chwili zmienili.
Początek roku, tyle meczy reprezentację czeka.
Będą mistrzostwa i światowa liga,
Trofeum zwycięstwa już się mieni, już miga.
Wystarczy sięgnąć, bo niebiosa nam sprzyjają,
Agata z Arkiem pomoc swoją dają.
Mogę pytać Boga, dlaczego takich ludzi zabiera,
Lecz nikt mi nie odpowie, zawód we mnie wzbiera.
Ale tak dudni, przeszywa mi czaszkę, ta myśl ostateczna,
Że ta egzystencja się nie kończy, jest wieczna.
Nabieram spokoju, bo wiem, że są z nami,
Umierają, lecz nie ma zmiany, wciąż tacy sami.
Zostały po nich ubrania, telefon cicho gdzieś zaszumi,
Rodzina przeżywa rocznice, krzyk rozpaczy tłumi.
Kibice czekają, by nad siatką ujrzeć skrzydlate anioły,
A napełniony taką wiarą, Arek się podnosi i znów jest wesoły.
Do kolejnego bloku skacze i piłki atakuje,
Na polecenia od Boga, cierpliwie wyczekuje.
„Gołaś, zmiana, bo idziesz na ziemię!
Lecz uważaj, bo wygranej ciąży na Tobie brzemię.”
-usłyszał głos Ojca Niebieskiego,
I wiele mu nie było trzeba do tego.
Rozłożył skrzydła, przyleciał z nieba i czuwa nad nami.
Reprezentacjo, głowa do góry, nie jesteście sami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz